czwartek, 5 lipca 2012

Beskid Niski - Bieszczady - czerwiec 2012

Zaplanowana na 3 dni wyprawa w Beskid Niski i Bieszczady dodatkowo połączona z odwiedzaniem miejsc ze Szlaku Architektury Drewnianej woj. podkarpackiego.

Dzień 1

Po drodze w Beskid Niski postanawiam odwiedzić 5 zabytkowych kościołów znajdujących się na Szlaku Architektury Drewnianej.



Drewniany kościół w Krzeszowie. Niestety trafiłem akurat na odpust więc nie mogłem obejrzeć go od wewnątrz.



Murowany kościół w Markowej. Podobno zabytkowy. Niestety również zamknięty. Za to plebania w Markowej znacznie ciekawsza niż kościółek, do tego wybudowana z fantazją i na bogato. Jedyne co wzbudziło moją ciekawość to chór kościelny - strach pomyśleć co się tam wyprawia :)



Piękny drewniany kościół w Bliznem, wpisany na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Niestety kolejny zamknięty. W tej sytuacji, jedyne co mi pozostało, to pstryknąć sobie fotkę z kocurem z plebanii.



Kościół w Haczowie. Podobno najstarszy drewniany kościół w Polsce. Również wpisany na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Do tego miłe zaskoczenie - pierwszy i jedyny otwarty kościół jaki przyszło mi odwiedzić w trakcie całej wyprawy. Szczerze polecam, naprawdę robi wrażenie.



Taki znak to prawdziwe wyzwanie dla off-roadera. Okazało się, że jest to konstrukcja z luźno przerzuconych płyt betonowych, która spełnia funkcje mostu. Myślę, że przy wyższym stanie rzeczki, przejazd przez to jest prawdziwym wyzwaniem.



Miła oldtimerska niespodzianka w knajpie Buda w Krośnie. Na oknie stoi piękne BWM z 1936 r.



Osiek Jasielski. Ostatni zabytkowy kościół odwiedzony pierwszego dnia - tradycyjnie zamknięty. Po drodze Beskid Niski zaprezentował się piękną mozaiką pól.



Na koniec dnia docieram do schroniska "Hajstra" w Hucie Polańskiej. Sprawdzone miejsce, wspaniali gospodarze i przepiękna okolica. Jedyny minus, to że na ten sam pomysł wpadła grupa młodzieży, która zakończyła rok szkolny i z tego powodu postanowiła się zresetować na łonie natury. Zresztą od razu przystępują do realizacji swojego planu i efektem tego przez pół nocy słychać popisy wokalne w rytm różnych klasycznych kawałków.
Najgorsze jest jednak to, że wieczorem po skończonej jeździe coś wpada mi do oka. Nie pomagają tradycyjne sposoby na usunięcie, więc kładę się spać z nadzieją, że się samo naprawi.

Dzień 2

Rano okazuje się, że oko nie naprawiło się samo, cały czas boli i łzawi, więc jedyna słuszna decyzja to poszukać pomocy u okulisty. Mam świadomość, że w sobotę na zadupiu może być z tym problem. Sympatyczni lokalesi z Huty Polańskiej mówią, że okulista jest na pewno w Dukli. Nie pozostaje mi nic innego jak jazda na jednym oku do Dukli - jakieś 20 km. Tam udaje mi się znaleźć miejsce gdzie powinien być okulista, ale okazuje się, że będzie dopiero w poniedziałek. A w ogóle to on przyjmuje tylko na NFZ, więc w poniedziałek to mogę się zapisać, a przyjmie mnie za 2 tygodnie. Takie rozwiązanie zupełnie mi nie pasuje, więc postanawiam jechać w kierunku cywilizacji, czyli do Krosna (następne 20 km na jednym oku). W Krośnie na szczęście jest nowoczesny szpital, gdzie bez problemu zostaję przyjęty przez okulistę, który szczypcami wyciąga "ciało obce". Przy okazji ładuje mi do oka jakiś żel, który powoduje, że przez pół dnia widzę jak przez mgłę. Ale lepsze to, niż widzieć tylko na jedno oko, więc z dużym opóźnieniem zaczynam realizację planu na dzień 2.



Przerwa techniczna na naprawę oka w Krośnie.



Po drodze w Bieszczady postanawiam odwiedzić jeszcze dwie cerkwie, które leżą tuż za polską granicą. Obydwie są wpisane na listę UNESCO. Więc przez Barwinek jadę do Bodruzala i Ladomirowej.



Następnie plan zakłada przejazd lekkim słowackim offem do przejścia granicznego w Ożennej. Okazuje się, że trasa wyznaczona w ciemno w Google Maps okazuje się rewelacyjna.



Przejeżdżam przez słowacką Dolinę Śmierci, gdzie w czasie II wojny rozegrała się pancerna bitwa o Przełęcz Dukielską. W każdej mijanej wsi w centralnym miejscu stoi czołg, a dodatkowo na polach czasami stoi po kilka sztuk.



Na spóźniony obiad ląduję w schronisku w Radocynie. Serwują tam najbardziej kwaśny żur jaki jadłem w życiu. Po posiłku wyruszam w kierunku Bieszczad, gdzie spotyka mnie nieprzyjemna przygoda. Przy przekraczaniu Osławy zaliczam glebę, która kończy się kontuzją kolana i kostki. Niestety czuję, że to już koniec jazdy. Pomimo późnej godziny postanawiam awaryjnie wracać. Mam nadzieję, że podwyższone stężenie adrenaliny pozwoli mi jeszcze przez pewien czas, odczuwać mniejszy ból. Okazuje się, że była to dobra decyzja, bo już następnego dnia kolano nie zginało się wcale.

wtorek, 26 czerwca 2012

Roztocze Wschodnie - czerwiec 2012

Jednodniowa wyprawa na Roztocze Wschodnie. Okolice Horyńca, Huty Kryształowej, Narola, Gorajów i Hrebennego.

Dąb rosnący na drodze w Zwierzyńcu oraz widok na Roztocze z cmentarza w Topólczy.

Ambona ok. 100 m od granicy okazała się dobrym miejscem na śniadanie.

Stary cmentarz i zabytkowa cerkiew w Radrużu.

Ślady nieistniejącej wsi w okolicy Huty Kryształowej oraz tajna kolejowa rampa przeładunkowa Kapliszcze.

sobota, 23 czerwca 2012

Odcinek graniczny Zosin - Dyniska - czerwiec 2012

Jednodniowy wypad na granicę UE. Odcinek Zosin - Dyniska, wzdłuż granicy